Tym razem nie oddaliśmy się zanadto, bo i tuż obok nas są miejsca warte zwiedzania. Postanowiliśmy więc wybrać się na majowy spacer po okolicznych lasach.
Okazuje się, że Milicz jest jedną wielką polaną. W którąkolwiek stronę człowiek się nie skieruje i tak wejdzie do lasu, i to szybciej niż mu się wydaje.
Na przechadzkę zabraliśmy kilka koników polskich, dzięki czemu niektórzy z nas mogli z perspektywy konia podziwiać las. Widok niby ten sam, a jednak jest różnica.
Wycieczka leśnymi traktami między Miłochowicami, Kaszowem a Karminem nie mogła się nie udać. Przechadzkę urozmaicaliśmy sobie rozpoznawaniem gatunków drzew. Z większością nie było problemów. Trafiliśmy też na cmentarz ewangelicki, bardzo zaniedbany, a szkoda, bo wraz z cmentarzami znikają pamiątki po dawnych mieszkańcach tych ziem, ubożeje nasze dziedzictwo, i nie zmienia stanu rzeczy fakt, że chodzi o mogiły niemieckie. Pomni wcześniejszych doświadczeń ze sprzątania parkingów, baczną uwagę zwracaliśmy na pozostawiane w lasach śmieci. Wniosek – nie jest dobrze. Najbardziej zastanawia fakt, ileż trudu potrafi zadać sobie człowiek, by wywieźć na środek wydawałoby się niedostępnego dla auta lasu np. stary komplet wypoczynkowy.
Po zakończeniu wyprawy na terenie hipoterapii zorganizowaliśmy grilla. Uczyliśmy się również, jak doglądać koni. Zasłużyły na nagrodę. Karmiliśmy je, poili, rozczesywali grzywy i ogony. Warto dbać o naszych czworonożnych przyjaciół. Potrafią się odwdzięczyć.