Nasz premierowy wyjazd, czyli Wisła-Śląsk w Krakowie
Jakoś tak się do tej pory składało, że w wyjazdowych meczach Śląska nie braliśmy udziału. Dlaczego? Po części może dlatego, że każdy mecz „u siebie” dla nas również jest wyjazdowy, bo zawsze jest tych 60 kilometrów do przejechania. Przyznać się jednak chyba wypada, że po części również z lenistwa i braku podjęcia szybkiej, męskiej decyzji. Oczywiste jednak dla nas było, że dzień ten w końcu nadejdzie, no i nadszedł - 17 kwietnia 2013 r.
Ku naszemu zaskoczeniu na hasło: „jedziemy!” niemal natychmiast odpowiedziało kilkanaście osób i zamiast jednego busa pojechały dwa, a i to nie pozwoliło nam zabrać wszystkich chętnych. Okazją do debiutu na „obcych” stadionach był rewanżowy mecz ½ Pucharu Polski z zaprzyjaźnioną Wisłą Kraków.
Premierowy wyjazd FC MSPDiON udał się pod każdym względem. Po pierwsze dopisała aura, bo w środę było ciepło, sucho, słonecznie, czyli po prostu wiosennie. Po drugie byliśmy już mocno stęsknieni, bo od poprzedniego meczu z naszym udziałem minęły 4 miesiące. Długi rozbrat z kibicowskimi eskapadami spowodowała przedłużająca się zima oraz zdrowotne komplikacje niektórych uczestników grudniowego spotkania. Po trzecie podróżowaliśmy w świetnym towarzystwie, bo przyłączyliśmy się do grupy kibiców z wrocławskiego KKN-u, co spowodowało, że łączna liczba osób naszej podróżnej ekipy wyniosła 48 !!! Po czwarte okazało się, że piłkarze stworzyli ciekawe widowisko, zakończone satysfakcjonującym nas rezultatem.
W podróż wyruszyliśmy z kilkudziesięciominutowym opóźnieniem (to już taka norma w naszym wykonaniu) z Milicza, więc musieliśmy gonić naszych wrocławskich przyjaciół na trasie. Miejsca w zielonym busie zajęli: Mały Ed, Kabanosik, Irek, Tomek, Krzysiu, Kiero, pan Janek i pan Zenek. Była to grupa tzw. "śpiewająca", bo należą do nich rekordziści pod względem długości wydawania dźwięków narządem mowy (zwłaszcza dwaj pierwsi z wymienionych).
Druga grupa, pasażerowie czerwonego busa, w składzie: Monika, Duży Ed, Patison, Patys, Darek, Wojtek, Folo, Paweł oraz Dzielnicowy, którego we Wrocławiu przetransferowaliśmy do zielonego, by zwolnić miejsca dla Jacka, to tzw. "typerzy". Prawidłowego wyniku nie obstawił oczywiście nikt, a tajemnicą poliszynela był powód takiego stanu rzeczy, tzn. średnio atrakcyjna nagroda: posprzątanie busa po powrocie z Krakowa. W związku z powyższym Folo musiał posprzątać sobie busa sam :-P
KKN „dopadliśmy” podczas postoju i od tej pory podróżowaliśmy już razem, na pięć busów, które budziły zainteresowanie wśród innych uczestników ruchu drogowego, pozdrawiających nas klaksonami oraz … wznoszonymi toastami ;-)
Kraków przywitał nas … przepysznym obiadem zorganizowanym w restauracji krakowskiego przyjaciela KKN-u.
Po krótkim odpoczynku, najedzeni (z wyjątkiem naszego Dużego Eda, który ciągle „trzyma linię”), napojeni (w zgodzie z ustawą o wychowaniu w trzeźwości) udaliśmy się na krótki spacer po krakowskim rynku. Tam również byliśmy zauważalną, a raczej słyszalną grupą, bo „Hej Śląsk!!!” na czterdzieści gardeł sprawiło, że hejnalista z wieży mariackiej nawet się nie wyhylił.
Tylko jeden okrzyk był w stanie go przebić: „Marian” w wykonaniu pewnej fanki wrocławskiego bramkarza.
Na stadion dotarliśmy „z buta” lub „z koła” - w zależności od uznania ;-) Przytomnością umysłu, jak zwykle zresztą, wykazał się Duży Ed, który przezornie zrezygnował ze spaceru po rynku i wraz z Jackiem udał się na stadion samochodem. Przezorność Eda miała swoje konsekwencje - mecz oglądaliśmy w różnych sektorach stadionu: większość z nas zajęła miejsca na balkonie (...)
natomiast Ed z Jackiem, Folem i Kierem przy murawie, w pobliżu drugiej bramki. Plus był taki, że chłopaki mieli możliwość poznać osobiście Wawelskiego Smoka.
Sam mecz okazał się świetnym widowiskiem, padło w nim pięć bramek, z czego większość do bramki gospodarzy, dzięki czemu do finału rozgrywek awansował Śląsk. Oczywiście atmosfera na trybunach również była wyjątkowa, doping dotyczył obu zaprzyjaźnionych ze sobą klubów.
Po meczu spotkaliśmy się całą grupą przed stadionem, by wspólnie wymienić swoje spostrzeżenia, zrobić kilka fotek
oraz … opróżnić zawartość plecaków naszego Kabanosika.
Droga powrotna trochę się dłużyła zwłaszcza, że niektórzy z nas musieli nazajutrz wstawić się w pracy (Monika, Mały Ed i Patys pozdrawiają swojego kierownika). Mimo to eskapada zakończyła się pełnym sukcesem - zapisy na kolejną już ruszyły. Na szczęście baza transportowa MSPDiON jest obszerna.
Relacja wrocławskiego KKN-u z wyjazdu do obejrzenia tutaj.
Jesteśmy zawsze tam,
gdzie nasz Śląsk Wrocław gra